Jaką Amerykę spotka Benedykt XVI? poniedziałek, 14 kwietnia 2008, 20:30 Dodał: (Admin) W dniach 15-20 kwietnia Papież Benedykt XVI odbędzie pielgrzymkę do Stanów Zjednoczonych Ameryki. W związku z tym wydarzeniem prezentujemy obraz i stan amerykańskiego Kościoła obserwowany przez Polkę Lucynę Kondrat, od 20 lat mieszkającą w Ameryce.
| 15 / 2008 Przewodnik Katolicki |
Fakty
Kościół w USA, ustanowiony w 1789 r. przez Piusa VI, miał pierwszą diecezję w Baltimore. Obecnie w Ameryce żyje ponad 67 mln katolików (ok. 22 proc. społeczeństwa), jest 195 diecezji, 19 tysięcy parafii, 17 kardynałów, 433 biskupów, ok. 42 tys. kapłanów, ponad 5 tys. braci, niemal 68 tys. zakonnic, 14,5 tys. diakonów, 5.180 kleryków, ponad 500 różnych zgromadzeń zakonnych. Znajduje się też 6386 katolickich szkół podstawowych i 1203 średnie oraz około 250 uczelni wyższych, co stanowi niemal połowę katolickich szkół wyższych na całym świecie! Ponadto setki szpitali i domów dziecka są prowadzone z ramienia Kościoła, prężne organizacje charytatywne i humanitarne, np. Catholic Charities USA i Catholic Relief Services; zasłużone dla Kościoła stowarzyszenia świeckie, np. Knights of Columbus czy Society of St. Vincent de Paul. Imponujące dane!
Pod względem rasowym i etnicznym amerykański Kościół jest bardzo zróżnicowany. Spośród ok. 36 mln czarnych obywateli USA (13 proc. ogółu) 3 mln to katolicy, w tym 250 księży, zaś 6 diecezji ma czarnoskórych ordynariuszy. Spośród ok. 4 mln Indian amerykańskich blisko pół miliona to katolicy. Ich szczególnymi patronkami są św. Katharine Drexel oraz Indianka bł. Kateri Tekakwitha. Co trzeci amerykański katolik jest Latynosem (w tym 35 biskupów i 2900 księży). W prawie każdej parafii jedna ze Mszy św. niedzielnych odprawiana jest w języku hiszpańskim. Azjatów najliczniej reprezentują Filipińczycy: ponad 1,5 mln oraz Wietnamczycy: ponad 320 tys. Katolicy pochodzą też z Indii i mniejsze grupy z Korei, Japonii, Hawajów, Hong Kongu i Tajwanu. Są wreszcie katolicy z krajów afrykańskich, a także z Haiti oraz Kuby. Słowem, Kościół w USA to żywa ilustracja greckiego terminu katholicos.
Kościół w USA do połowy XX w.
Nikt nie przypuszczał, że w powstałych w 1776 r. wyraźnie protestanckich Stanach Zjednoczonych katolicy przybywający w XIX w. z Europy przetrwają w trudnych kulturowo warunkach. Indywidualizm amerykański, umiłowanie wolności i pęd do rozwoju stały się siłą napędową młodego państwa, ale w sferze ducha stanowiły zagrożenie dla wierzących. Dochodził do tego pluralizm religijny oraz antyhierarchiczna i buntownicza mentalność rdzennych mieszkańców. Do lat 20. XX w. Ameryka nie wyznaczała ograniczeń co do liczby emigrantów, ale oczekiwała od nich asymilacji na znak patriotyzmu i wyzwolenia się od Rzymu. Tymczasem tysiące napływających emigrantów z Irlandii, Włoch, Polski i Niemiec, z Bałkanów i Słowacji, a od XX w. także z Ameryki Łacińskiej trwały przy swojej wierze nie tylko dla wartości duchowych, ale także dla potrzebnego na obczyźnie spoiwa zastępującego dawne więzi rodzinne i etniczne. Warto dodać, że patronką emigrantów została Włoszka, również przybyła do Ameryki – Francesca Cabrini.
Centrum życia ówczesnych katolików stanowiła parafia. Ważną rolę odgrywali księża, będący przewodnikami duchowymi, nauczycielami, administratorami oraz organizatorami pikników dla parafian. Gdy w XIX-wiecznej Ameryce nastał powszechny obowiązek nauki w szkole publicznej, biskupi wezwali do budowy szkół katolickich. Ofiarność ciężko pracujących emigrantów zaowocowała nie tylko dużą liczbą pięknych świątyń, ale i szkół. Dzisiaj natomiast obserwuje się tendencję odmienną. Rodzice przenoszą swoje dzieci ze szkół parafialnych do publicznych. Św. Elizabeth Ann Seaton, założycielka katolickiego systemu szkół, a także pierwsza święta urodzona w USA, przeżyłaby wstrząs, widząc do jakiego stanu doprowadzono dziś wiele szkół parafialnych.
Do czasu przełomu XIX i XX w. katolicy powszechnie akceptowali hierarchiczną strukturę i autorytet nauczycielski Kościoła, mając sumienia ukształtowane przez gorliwych pasterzy i nauczycieli. Poza wąskim kręgiem zwolenników amerykanizmu, który Leon XIII potępił w 1899 r. jako herezję, nie do pomyślenia było kwestionowanie Magisterium Kościoła. Taki stan rzeczy przetrwał do połowy XX w.
Początek szerokich zmian
Od lat 50. XX w. zaznacza się zmiana w położeniu społeczno-politycznym katolików. Choć nowi emigranci wciąż przybywali, większość wiernych była już urodzona w Ameryce. Kiedy protestanckie w większości USA wybrały w 1960 r. na prezydenta katolika Johna Kennedy’ego, zanikła obawa, że amerykańska kultura może być sprzeczna z katolicyzmem. Odżyła stara pokusa asymilacji katolicyzmu z amerykańskimi ideami indywidualizmu, wolności i aktywizmu. Wierni świeccy jakby nie dostrzegali, że J. Kennedy odrzucił katolickie zasady moralne w swym życiu i obiecał, że jego religia nie będzie mieć wpływu na decyzje społeczno-polityczne. Moralna schizofrenia uwielbianego przez masy prezydenta dała początek amerykańskiej dziś dwulicowości katolików u władzy, np. głosowania za aborcją i jednoczesnego mówienia, że „osobiście jestem przeciw”.
W latach 60. nastroje i oczekiwania społeczne parły ku szerokim zmianom. Zanim do Ameryki dotarły teksty uchwalonych dokumentów z zakończonego w 1965 r. Soboru Watykańskiego II, „demontaż” Kościoła trwał już w najlepsze. Usuwano tabernakula, figury świętych, balaski, krzyże, stacje Drogi Krzyżowej, konfesjonały, mszały rzymskie, książeczki do nabożeństwa, a zgromadzenia i biblioteki wyrzucały na śmietnik dzieła Ojców Kościoła, świętych i filozofów katolickich. Odeszło wielu kapłanów, zakonników oraz zakonnic. Pozostałe siostry, zdjąwszy habity, zaangażowały się w walkę o demokratyczną „równość” w Kościele. Wierni świeccy usłyszeli nową katechezę, że będąc wolnymi ludźmi, nie muszą już klękać przyjmując Komunię św. i mogą ją przyjmować w swoje wolne ręce. Niedługo potem zaczęto wręcz zakazywać klękania i przyjmowania Komunii św. na język! Dziś szokujące jest powszechne lekceważenie Chrystusa Eucharystycznego.
Relatywizm prawd wiary i wartości
Nowa nauka o tzw. wolności sumienia stała się wygodnym usprawiedliwieniem samowoli moralnej. Przy braku katechezy o obowiązku kształtowania sumienia wg nauki Kościoła stopniowo zanikło poczucie grzechu i praktyka spowiedzi. Choć dokumenty soborowe precyzowały termin „lud Boży”, nie przeszkodziło to niektórym biskupom nadać mu inne znaczenie. Tak zaczęło zanikać dawne rozróżnienie pomiędzy Kościołem nauczającym a słuchającym, Kościołem, który ma władzę nakazywać i tym, który winien jest posłuszeństwo. Jak grzyby po deszczu pojawiły się tzw. małe wspólnoty wiary, w których prawda i fałsz oraz dobro i zło zależą często od osobistego doświadczenia świeckich, dzielących się ze sobą przeżyciami i odczuciami podczas cyklicznych spotkań. Zachęcany przez wielu kapłanów, a nawet biskupów, laikat rozmiłował się w dialogu. Według niego nawet papież winien wsłuchiwać się w głos “ludu Bożego”. Żąda się np. zaakceptowania antykoncepcji, aborcji i rozwodów, ponieważ wynika to z powszechnego doświadczenia wiernych! Księża nawołują do zniesienie celibatu, zakonne feministki chcą dopuszczenia ich do święceń kapłańskich, a czynni homoseksualiści żądają zrównania ich związków z małżeństwem.
O tym rodzaju „dialogu” boleśnie przekonał się Jan Paweł II podczas pielgrzymki do USA. Zapewne moderniści będą próbowali nakłonić także Benedykta XVI do „dialogu”, szczególnie na starych katolickich uczelniach. Dla wyznawców postępu tłumaczenia tekstów kościelnych z łaciny na angielski też stały się areną nie bez znaczenia jest to, czy „łaski pełna” tłumaczy się na angielski jako „full of grace” czy jako “highly favored”: „wysoce uprzywilejowana”. Nie bez znaczenia dla ważności sakramentów jest to, czy chrztu udzielono komuś w imię Trójcy Świętej czy też w języku politycznej poprawności nieznoszącej męskich odnośników do Boga.
W 1967 r. rektorzy największych uczelni katolickich złożyli publiczną deklarację niezależności środowiska akademickiego od Magisterium Kościoła. Hasło swobody naukowych poszukiwań otwarło bramy anarchii w sprawach nauki wiary i moralności. Jednymi z prekursorów innowacji i nieposłuszeństwa byli m.in. jezuici. Gdy w 1968 r. Paweł VI ogłosił „Humanae vitae”, grupa zakonników z Jesuit School of Theology w Kalifornii opublikowała na łamach prestiżowego „America Magazine” zbiorowy manifest potępiający ten dokument. Tak zaczęła się nowa „tradycja” w amerykańskim Kościele: publiczny bunt wobec Magisterium. Skutki tych i innych aktów samowoli oraz bolesnego zaniku duszpasterskiej odpowiedzialności hierarchów w minionych 40 latach ilustrują wyniki najnowszych badań dostępnych m.in. dzięki organizacji Pew Forum on Religion and Public Life, Catholic University of America oraz publikacji „American Catholics Today”.
Gorzkie owoce
Posoborowy Kościół stracił wielu wiernych. Dziś 10 proc. ogółu społeczeństwa to byli katolicy. Liczba bezwzględna katolików wzrosła jedynie dzięki napływowi Latynosów, głównie Meksykanów. Tylko co trzeci katolik uczestniczy w coniedzielnej Mszy św., a 80 proc. nie uważa tego za grzech. Liczba księży zmalała z 59 tys. w 1965 r. do ok. 42 tys. obecnie. Według watykańskich źródeł, w czasie pontyfikatu Jana Pawła II liczba kleryków na świecie wzrosła o 79 proc., zaś w USA spadla o 49 proc.! Zanik powołań to śmierć dla wielu parafii.
W 1970 r. na 48 mln katolików było ok. 430 tysięcy małżeństw. Dziś na ok. 67 mln katolików jest ich zaledwie 200 tys. Oznacza to, że setki tysięcy par żyją bez ślubu lub wzięły tylko ślub cywilny. Nawet jeśli mają dzieci, to nie ma ich kto wychować w wierze. Plaga rozwodów wiąże się poniekąd z łatwością orzekania przez sądy kościelne o nieważnie zawartych małżeństwach. Blisko 65 proc. takich orzeczeń na świecie przypada na same USA! Oblicza się, że około pół miliona młodzieży rocznie rezygnuje z przyjęcia sakramentu bierzmowania; praktycznie odchodzą wtedy od Kościoła.
Odnośnie do antykoncepcji, to 75 proc. katolików uważa, że mają do niej prawo, a ok. 65 proc. nie widzi nic złego w rozwodach i wejściu w ponowne związki. Co czwarty świecki uważa, że można nie wierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa i być dobrym katolikiem. Dla 86 proc. nie ma znaczenia, do jakiego Kościoła ktoś należy dopóki wierzy w Boga, zaś 74 proc. uważa, że wszystkie wielkie religie tak samo wiodą do prawdy. Nic dziwnego, że zakłamane hollywoodzkie filmy, jak np. „Kod DaVinci”, robią zawrotną fururę wśród dzisiejszych katolików.
Przedstawione powyżej dane uzasadniają potrzebę “nowej ewangelizacji”, do której wzywał Jan Paweł II. Trwający od lat skandal seksualny to nowy cios zadany kościelnej hierarchii amerykańskiej. Choć dotyczy małej liczby księży, pogrążył większość biskupów. Zamiast zająć się problemem od razu, próbowali go latami ukrywać. W efekcie 8 diecezji zbankrutowało; innym grozi upadek. Ale to nie miliardowe odszkodowania do zapłacenia stanowią dziś największy cios dla Kościoła. Upadek autorytetu nauczycielskiego i moralnego wielu biskupów będzie trudny do przywrócenia. Wieloletni chaos i anarchia panujące w liturgii i w katechezie oraz skandale seksualne stawiają dziś Kościół w USA wobec ogromnych problemów.
Oznaki wiosny
Duch Święty nie przestał działać na zgliszczach ducha czasów. Dobrym pasterzem był m.in. arcybiskup Fulton Sheen: intelektualista, autor, mistyk i porywający kaznodzieja. Jego katolickich audycji w radiu i telewizji słuchała i oglądała niemal cała Ameryka! Podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do USA w 1979 r., papież witając się z bliskim już śmierci arcybiskupem Sheenem, zwrócił się do niego słowami: „Oto wierny syn Kościoła!”.
W półmroku niszczących pomysłów i zamierającego autorytetu kościelnych hierarchów pierwsza wizyta Jana Pawła II w Ameryce była niczym błysk światła i życia. Być może największym darem dla zdezorientowanych i cierpiących kapłanów, zakonnic i świeckich było świadectwo wiary i autorytet Ojca Świętego. Oto stawał przed nimi ktoś, kto żył i nauczał tak, jakby znał Jezusa osobiście! Zwracał się do nich jak ktoś, kto wie, że ma władzę z woli Bożej. Na Amerykanach, ceniących osobistą relację z Bogiem, bardziej niż wspólnotowy wymiar religijności, charyzmat i przystępność Papieża zrobiły ogromne wrażenie. Po latach podważania urzędu nauczycielskiego Kościoła Jan Paweł II budził nadzieje, że Rzym zapanuje wreszcie nad posoborowym chaosem. Z tego ufającego, mniejszościowego nurtu w Kościele zaczęły wkrótce płynąć ożywcze prądy. Jan Paweł II „zawiódł” liberałów stanowiących większość w Kościele, gdyż nie popierał ich pomysłów na zmiany według rzekomego „ducha soboru”.
Jednym z wiernych Kościołowi był o. John Hardon SJ, dziś sługa Boży. Ten wybitny jezuita, autor i konsultant kard. Josepha Ratzingera w pracach nad Katechizmem Kościoła Katolickiego, zaangażował się m.in. w akcję katechetyczną na rzecz przywracania wiary świeckich w prawdziwą obecność Chrystusa w Eucharystii. Odpowiadając na apel Jana Pawła II, o. Hardon promował wieczystą adorację. Jego logiczna i piękna językowo nauka nt. rzeczywistej obecności Jezusa w Eucharystii stała się źródłem nowej inspiracji dla świeckich. W 1986 r. powstało Towarzystwo Wieczystej Adoracji, mające za cel czczenie Jezusa Eucharystycznego obecnego w kościołach całego świata. Apostolat ten otrzymał formalny status i aprobatę Jana Pawła II, a bł. Matka Teresa była jednym z jego duchowych doradców. Dziś nie sposób policzyć nowych kaplic i form wieczystej adoracji mających miejsce na całym świecie! Choć nie zawsze mają one poparcie księży i biskupów w USA, są źródłem nadziei na odrodzenie wiary i poczucia sacrum w Kościele.
O sukcesie ubogiej zakonnicy z USA, dziś powszechnie znanej Matki Angeliki, nie trzeba specjalnie wspominać. Założona przez nią telewizja ETWN dociera obecnie do katolików niemal na całym świecie. Jest to przykład pionierskiego ducha Amerykanów, którzy przeciwności losu traktują jako najlepszą okazję do współpracy z Duchem Świętym.
Na początku lat 70. , kiedy legalizacja aborcji była już nieuchronna, o.Paul Marx, OSB – propagator naturalnego planowania rodziny - założył organizacje Human Life International, która stała sięogólnoświatową siatką działaczy na rzecz obrony życia. Jej oddziały istnieją dziś w 89 krajach!
Posoborowy zanik autorytetów i spadek powołań wzywał do nowych inicjatyw. W 1987 r. dziewięciu franciszkanów założyło reformatorskie zgromadzenie dla głoszenia odnowy wewnątrz Kościoła i służby ubogim. Wśród nich byli m.in. o. Benedykt Groeschel CFR, psycholog, autor i świetny kaznodzieja, oraz o. Stan Fortuna CFR, muzyk, którego talent, styl i pasja inspirują młodych i przynoszą dochody wspomagające ubogich. Powstały też nowe zgromadzenia żeńskie, np. dominikańskie Sisters of Mary, Franciscan Sisters of the Eucharist czyzakładane obecnieprzez żydowską konwertytkę Rosalind Moss zgromadzenie zw. Córki Maryi, Matki Nadziei Izraela. Wszystkie wkładają zakonne habity!
Zdumiewa siła wiary głośnych konwertytów, np. Scotta Hahna, genialnego teologa i świeckiego apologety. Nie sposób pominąć innego giganta, Karla Keatinga, założyciela organizacji Catholic Answers czy Christophera Westa - mistrza egzegezy teologii ciała Jana Pawła II. Sądząc po obserwowanych owocach w USA, nie można nie wierzyć, że ta nauka zrewolucjonizuje w końcu cały Kościół. Godnymi uczniami Westa stali się Jason Evert i jego żona Crystalina. Ta młoda para świetnie wie, w jaki sposób mówić setkomtysięcy amerykańskich nastolatków o potrzebie czystości serca.
Oznak wiosny w Kościele jest więcej. Niestety, nie wszystkie działania są tak spektakularne. Na poziomie parafii nadal dominuje indywidualizm, emocjonalizm i aktywizm. Amerykanie są najbardziej ofiarnym narodem świata. Szkoda, że częste redukowanie religii i Kościoła do akcji charytatywnych na rzecz biednych zubaża ich samych duchowo.
Wizyta Benedykta XVI to cenny dar nadziei dla Kościoła w kryzysie. Deo gratias!
Lucyna Kondrat USA
Autorka tekstu od 20 lat mieszka w USA i w Polsce.
Absolwentka Filologii Angielskiej UAM oraz Papieskiego Wydziału Teologicznego w Poznaniu.
Powyższy artykuł oraz inne ciekawe przeczytasz w aktualnym wydaniu tygodnika "Przewodnik Katolicki"
Więcej informacji o tygodniku "Przewodnik Katolicki"
przeczytasz tutaj
Polecamy również:
Benedykt XVI w Stanach Zjednoczonych |